Tym razem domowej tradycji stało się zadość, choć nie powiem - w wersji oszczędnościowej.
Zawsze kupowałam 30 jajek - żeby było z czego wybierać. Tym razem - tylko 10, no i trzeba było zadowolić się tym, co jest. Dwie sztuki okazały się uszkodzone, następna pękła w gotowaniu. Z pozostałych siedmiu - dwie zaanektowała córka i dla mnie zostało tylko 5.
Jak widać powyżej - posiadam niezwykle profesjonalne narzędzio do pisania woskiem po skorupkach. Gorący wosk pochodzi z podgrzewacza. Tym razem wosk okazał się trochę miękki po ostygnięciu, ale i tak spełnił swoje zadanie.
No i tegoroczne barwniki zastosowałam inne, niż zawsze. Zielony wyszedł nieco za jasny, ale pozostałe trzy wyszły jak należy. Bibułę zalałam wrzątkiem, dodałam octu i po ostygnięciu kąpałam w tym jajeczka z wzorkami. Po wysuszeniu wosk zawsze zdejmuję.
Wszystkich zniesmaczonych chciałam uspokoić - u nas pisanek się nie je - służą do ozdoby stołu i wszystkich pobliskich półek.
5 komentarzy:
Ale piękne!! Pomysł na farbowanie w bibule rewelacyjny, gotowe barwniki zawsze są w tych samych kolorach. Wesołych świąt!
Jajka jak zwykle śliczne.Pomysł z farbowaniem do wykorzystania ale juz na nastepne świeta.Pozdrawiam i życzę spokojnych i wesołych świąt dla całej rodzinki:)
o ja Cię jak Ty równo Tym woskiem piszesz! ja tez tak chcę
Pisanki wyszły cudowne. Nawet nie wiedziałam że krepa może nadawać się do farbowania... to fajny pomysł :)
a to tak barwisz! teraz już wiem, chyba, że w tym roku inaczej :-)
Prześlij komentarz