Na pewno niektóre osoby zauważyły, że posty dotyczące mojego ogrodu taguję hasłem "ogród na skarpie". I gdzie ta skarpa, skoro do tej pory nikt jej nie widział.
Otóż i dziś historia mojej skarpy:
Początek sięga 2008 roku, kiedy nabyliśmy dziewiczy teren:
Trawa tu rosła po
W 2013 roku kończąc budowę domu nieco uładzoną skarpę zaparliśmy murem i upchnęliśmy pod nią piwniczkę.
Skarpa porośnięta gęstą trawą, z wypiętrzającymi się kępami i dołami pokopanymi przez zwierzęta nie była za bardzo zachęcająca. Większą część skarpy przykryliśmy wiosną folią budowlaną - aby słońce rozprawiło się z darnią nie do wydarcia.
Jesienią - stosując motyczkę, grabie, sznurek i własne ręce doprowadziliśmy do stanu uporządkowanego prawą część skarpy osiągając taki efekt:
Skarpa została przygotowana do nasadzeń.
W następnym - 2014 roku wiosną zakupiliśmy zieloną tkaninę ogrodniczą i mozolnie pasek po pasku kładliśmy materiał, wycinaliśmy dziury i sadziliśmy maleńkie sadzonki. We dwoje, popołudniami i wieczorami po pracy - ponad dwa miesiące opatrywaliśmy skarpę.
Wraz z początkiem lipca widok przedstawiał się tak:
Wydawało nam się, że osiągnęliśmy sukces.
Ten nieco jaśniejszy pas nad wyższym murem pokryliśmy włókniną, nie tkaniną - by posadzona tam trzmielina mogła się swobodnie czepiać ziemi, rozrastać i krzewić.
Rok później roślinki już były nieco dorodniejsze:
Choć zabolało trochę szybkie rozpadnięcie się włókniny pod trzmieliną i pojawiła się konieczność plewienia całkiem sporego kawałka ziemi. Plewiłam trzykrotnie w tamtym sezonie.
2016 rok spektakularnie odsłonił błąd, niewiedzę i brak doświadczenia:
Widzicie co się stało?
Tkanina dokumentnie się rozpadła i zaistniała bardzo realna groźba plewienia takiego obszaru.
Trudno to sobie wyobrazić.
Tak więc w 2017 roku wiosną zdjęliśmy smętne resztki zielonej tkaniny i znów we dwoje, popołudniami i wieczorami mozolnie pasek po pasku kładliśmy nową, tym razem czarną tkaninę manewrując pomiędzy całkiem sporymi roślinami.
Cieszy efekt, bo rośliny się ładnie rozrastają, kwitną i pięknie wyglądają.
W pysznym miodku łyżka dziegciu musi być - trzmielinę w tym sezonie musiałam plewić czterokrotnie.
Pomiędzy gałązkami upiął się pięknie perz, szczawiki i inne rozłogowe paskudztwa. Czwarte plewienie przelało czarę goryczy. Znalazłam ludzi, którzy kończą budowę domu i potrzebują wszystkiego co zielone. Oddałam im całą trzmielinę - ponad 120 sztuk - w zamian za samodzielne wykopanie. W tym roku szczelnie i dokładnie przykryję ten pas czarną tkaniną i coś innego posadzę.
Nie wiem jeszcze co.
I tak skarpa ewoluuje. W tym sezonie wypadły mi nie wiadomo dlaczego cztery pięciorniki pod rząd w łuku przy schodach. I świeci wybity ząb, który trzeba naprawić.
Lewą stronę skarpy zostawiliśmy czystą. Mąż ją kosi. Z mozołem, bo niełatwo. Co zrobimy? Jeszcze nie wiemy.
Wnioski: kocham to miejsce. Uwielbiam moje roślinki, warzywnik na tarasach, piękne kwiatki i jaszczurki na schodach. Uwielbiam czekać na pierwszy pąk w różach i kłosy rozplenic.
Dzięki pracy w ogrodzie przestałam się przeziębiać, mam lepszą kondycję.
To jest miejsce dla mnie.
Pozdrawiam cieplutko i życzę Wam w Nowym Roku wszystkiego najlepszego.
3 komentarze:
What a lovely place, my computer is not translating today and I will check back later to see what this place is :) You have a wonderful New Year!
Pięknie zagospodarowaliście teren. Podziwiam ten ogrom pracy, ale widać, że było warto :)
Życzę dużo szczęścia w Nowym Roku, bez przykrych niespodzianek "na skarpie". Niech roślinką Wam pięknie rosną i cieszą oczy :)
Ciekawy projekt! Piwniczki ogrodowe to super pomysł dla takiego terenu
Prześlij komentarz